środa, 7 stycznia 2009

Zen w Sztuce Grania na Trąbce cz.I

Nadal więc ćwiczyłem, z posępną zawziętością dążąc do celu. Mistrz uważnie obserwował moje wysiłki, spokojnie poprawiał sztywną postawę, chwalił zapał ganił mnie za to, że niepotrzebnie trwonię siły, poza tym jednak do niczego się nie mieszał. Tyle, że trafiał w mój bolesny punkt, ilekroć naciągając łuk słyszałem, jak woła:

- Rozluźnij się! Rozluźnij!

Eugen Herrigel, Zen w Sztuce Łucznictwa

Trębacz na swojej drodze napotyka nie tylko problemy natury fizycznej, związe z siłą jego mięśni i płuc. Jak się okazuje, ostatecznie staje on sam przed sobą, wobec własnych lęków, stresów i napięć. Kiedy podnosi instrument do ust, żeby wydać pełen słodyczy dźwięk, jego umysł przebiega przez każdą cząstkę ciała krzycząc: szczęka w dół, kąciki do środka, szerokie gardło, ręce w górze, oddech do przepony. Złożenie tych wszystkich zadań w jedno wymaga niebywałej koordynacji oraz często matematycznej precyzji: szczelina między zębami na 2 palce, język uderza o dziąsła, język leży pod dolnymi zębami, a uderza część języka ok. 1cm powyżej. Jeszcze do tego dochodzi 1000 technik ustawiania zadęcia: roll-in, roll-out, ryż pomiędzy zębami, Mama, dmuchanie zupy, granie na ustach, grymas buldoga, super chops, TCE. A jeżeli coś nie działa? Zaczyna się nerwowe skakanie po technikach, rozpacz absolutnej kontroli każdego drobnego szczegółu. "A może to D mi nie wchodzi bo mam lekko krzywy zgryz". Zbyt wąskie usta, zbyt szerokie, zbyt grube. Ustnik nie taki: za głęboki, za szeroki. Trąbka ma zbyt dużą menzurę... I znowu od początku oddychanie, zadęcie, szerokie gardło, mokre wargi - suche wargi, trąbka, menzura, oliwka, stres, kiks... Dość tego! Zapominamy, że granie na trąbce nie jest tym wszystkim. Nie jest głębokim oddechem, szerokim gardłem, "jakimś" poprawnym zadęciem... samą trąbką. Granie na trąbce jest graniem na trąbce!
Zbyt proste?

Zaznajomieni z nie-techniką słodzenia herbaty łyżeczką, pewnie wiedzą o co chodzi. Słodzenie herbaty łyżeczką jest niczym więcej niż słodzeniem herbaty łyżeczką. Kiedy zanurzasz łyżeczkę w cukierniczce i podnosisz ją gładkim ruchem ku krawędzi szklanki, nie myślisz o technice podnoszenia: nie ważysz ilości cukru, nie kontrolujesz świadomie każdego mięśnia, który mógłby w tym uczestniczyć; co więcej, nie angażujesz, żadnych dodatkowych, niepotrzebnych mięśni; obcy jest ci także stres. Zanim herbata zostanie "Tobą" posłodzona, w Twoim umyśle pojawia się jedna prosta myśl: "Słodka herbata".

Tyle, że słodzenie herbaty nie jest sztuką. Ma także inne konsekwencje duchowe oraz różną energię. Jednak rodzaj kontroli jaki dostrzegamy w tej prostej czynności, jest tym jaki powinniśmy przenieść do naszego grania na trąbce. Tę naszą umiejętność powinniśmy wprowadzić w wymiar "codzienności". Zgodnie z tym, co naucza japońska filozofia zen:

Zen to „umysł na co dzień”. „Codzienność” umysłu polega na tym, by „spać, gdyśmy zmęczeni, i jeść, kiedyśmy głodni”. Skoro tylko zaczniemy rozważać, rozmyślać i budować pojęcia, zatraca się pierwotna nieświadomość, wkrada się myśl, i już nie jemy jedząc ani śpiąc nie śpimy.[...] Zaczynamy snuć rachuby, one zaś zawsze są błędne.[...] Zamęt panujący w umyśle łucznika zdradza są obecność w każdym kierunku, w każdej dziedzinie działalności.

Cytat pochodzi z książki Eugen Herrigela, Zen w Sztuce Łucznictwa. Może zdziwić nie tylko to, że jako trębacz odwołuję się do książki na temat egzotycznej filozofii, ale bardziej to, iż dotyczy ona dyscypliny sportowej jaką jest łucznictwo. Skąd jednak takie dziwaczne połączenie technicznych problemów sportu z problemami natury filozoficznej? Bierze się ono ze specyficznego pojmowania przez Japończyków wszelkich przejawów ludzkiej aktywności: Uprawiając którąkolwiek z [...] dyscyplin, należy ją przeżywać na sposób duchowy.

Czy można tę starożytną filozofię, rodzaj dyscypliny umysłowej odnieść do grania na trąbce. Wierzę, że tak. Zagadnienia, które odnalazłem w tej niewielkiej książeczce, czyniły mój umysł niespokojnym już dużo wcześniej przy spotkaniach z różnymi nauczycielami i instrumentalistami. Powoli budowałem sobie filozofię grania na trąbce podpartą jedynie osobistym doświadczeniem. W zen znajduję uzasadnienie dla własnych przypuszczeń związanych z grą na trąbce. Dzięki wspomnianej książce mogę pełniej wyrazić coś, co kiedyś byłoby dla mnie zbyt wstydliwe.
Twierdzę, iż granie na Trąbce jest nie tylko dyscypliną fizyczną, ale i duchową. Dyscypliną, w której pokonujemy własny strach, ograniczenia, paraliżującą siłę umysłu, pokonujemy wreszcie siebie, by siebie z niej usunąć.

I tak na przykład w łucznictwie zaciera się przeciwieństwo między celem, a tym, kto weń celuje, ponieważ cel i sam celujący stapiają się w jedną rzeczywistość. Łucznik traci świadomość samego siebie, przestaje być świadom tego, że jest kimś, kto ma trafić w środek tarczy, która przed nim stoi. Taki stan nieświadomości osiągnie tylko wtedy, gdy będąc całkowicie pustym, wyzbytym własnego „ja”, stanie się jednią z doskonalaniem swej sprawności technicznej.
***
W następnej części opowiem o ćwiczeniach duchowych, które stosuję w grze. Chociaż może wszystkie ćwiczenia powinno się teraz określać mianem fizyczno-duchowych, gdyż nierozerwalnie łączą w sobie wszystkie aspekty ludzkiej obecności.

2 komentarze:

  1. Hej
    Ciekawy artykuł bo tak się składa że też gram na trąbce i 7 lat interesowałem się buddyzmem zen ;-). Ale ja to widzę tak, że jak się za dużo czyta i za bardzo chce się widzieć świat "prosto" i o zgrozo ćwiczy się umysł...to potem może być to tak jak napisałeś z tym skomplikowaniem gry na trąbce. Tak więc to co najprostsze nie jest takie proste czasem, jak się chce jeszcze bardziej upraszczać... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak sobie zatem poradzić z tą chorobą umysłu, która prowadzi do 'paralysis per analysis'?

    Swoją drogą to, co mówisz: przewrotne, ale i być może słuszne.

    Co robić? co robić...?

    Tego nie da się odwrócić, za prztyknięciem palcami stać się naiwnym i prostodusznym człowiekiem, któremu granie na instrumencie wchodzi w sferę fizjologii. Czy nie potrzeba do tego jakiejś dyscypliny? Nie chodzi o to, żeby zbytnio upraszczać, ale aby nie komplikować.

    Być może mylnie rozumiem zen (raczej na pewno) i łączę go z graniem na trąbce w wyniku jakiejś mojej potrzeby estetyzowania, uwznioślania, nadawania głębi.

    Wiele mi potrzeba, żeby zrozumieć zen, ale też zrozumieć granie na trąbce. Miło mi, że piszesz i trzeźwo i obiektywnie oceniasz, to co ja napisałem. Chętnie Cię poznam. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń